środa, 19 czerwca 2013

W pociągu

Wyjazd rozpoczął się od dziury w dętce przedniego koła przyczepki. Prawie się poddałam i ją zostawiłam, ale prawie robi wielką różnicę. Pięć godzin w pociągu i dojechaliśmy do Lublina. 
A podróż bezproblemowo, własny przedział, hamak w przedziale – biznesklasa dla dzieci, tylko napojów ze słomką i parasolką brak :).

W Lublinie zataszczyłam jakoś plecak i przyczepkę, dzieci za rączkę pod postój taksówek. Miły pan taksówkarz podpowiedział, że może podwieźć pod sklep rowerowy w celu nabycia nowej dętki. Naprawa też tam jest, więc załatwią od razu wszystko. Jeszcze milsza pani, przechodząca obok powiedziała, że ten sklep jest bardzo niedaleko i dojdziemy piechotą :).
Rozłożyłam przyczepkę, nadeszła mama i na dwóch kółkach, z trzecim do góry, pojechaliśmy. Nie było sensu wracać na PKP po taxi. Półgodziny spacerku i byliśmy na PKSie, skąd odjeżdżają busy.Czekając skusiliśmy się  jeszcze na górujący w pobliżu zamek.
Dziedziniec ze studnią.

 Wieża zamkowa.
Uroczy plac przed zamkiem i uliczki z kamienicami zostały na inny wyjazd.

Kierowca busa nawet nas zabrał z tymi tobołami, choć ledwo się zmieściły i jak to jedna z pasażerek ujęła „trudno, muszę skakać przez ten plecak jak kociak”. Plecak, tarasował przejście, a mały nie był i wszyscy dosiadający i wysiadający wcześniej skakali jak kociaki.
Spanie na popielniczkę i na dzięcioła znałam, tym razem na żabę, :) i z żabą na plecach. Za żadne skarby nie chciał jej zdjąć, kum kum.

A czy dzieci były zmęczone? Być może, jednak na widok placu zabaw pod blokiem, aż piski radości było słychać i najchętniej od razu by tam pobiegli. Pobiegli, ale po babcinym rosołku, aż ich burza musiała stamtąd przegonić :). Ja ten czas poświęciłam dla trzeciego maluszka, czyli spałam. Dlaczego w ciąży tak straszliwie spać się chce?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz