Po zimowym okresie remontów i choróbsk
brak wyjazdów mocno daje mi się we znaki. Nasz czterolatek ostatnio
uwielbia podróże po mapie, zatem cóż stoi na przeszkodzie, by
ruszyć w świat? Dwa lata młodsza siostra mu wtóruje. Wsiadają na
poduszkową łódkę, biorą jedzenie na drogę – jabłuszka i
płyną, najczęściej do Australii.
Czy ogólnie powszechne przekonanie, że
matka z dwójką małych dzieci w podróży umęczy się jest
prawdziwe? Zobaczymy... Na ile pozwoli nam okrojony budżet i trzecie
dziecię w drodze, na tyle będziemy poznawać świat z mapą, a nie
tylko jeżdżąc po niej palcem. Po Australię może kiedyś też
sięgniemy, na razie Polska. Nasz kraj jest naprawdę piękny i
różnorodny.
Na początek jak co roku eskapada w
moje rodzinne roztoczańskie strony. Tym razem jednak mam zamiar tak
jak w dawnych licealnych i studenckich czasach poszwendać się
trochę po lasach. W tym celu zabieramy ze sobą przyczepkę rowerową
– jogger.
Pokrowiec na przyczepkę już uszyty
:). Choć może nie do końca. Ale bez niego trudno byłoby zapakować
się do busa, a właściwie przekonać kierowcę, by toto spakował
do niego. A tak, wygląda on jak zwykły bagaż, może ciut duży :),
ale jednak bagaż, a nie przyczepka rowerowa.
Z pokrowcem były przeboje, gdyż
wymyśliłam go w ostatniej chwili. Zasiadłam do szycia i maszyna
odmówiła posłuszeństwa. Całe szczęście poratowała mnie
Emilia. Zszyła najważniejsze rzeczy. Resztę zamiast szwów
zrobiłam na napy, które kiedyś do pieluch wielorazowych nabyłam.
Ostatki natomiast przytrzymują szpilki. Miałam przefastrygować
ręcznie, ale już nie mam siły. Szpilki muszą dać radę. Fotki pokrowca doślę.
Tymczasem przypomniałam sobie, że tegoroczny letni sezon wyjazdowy właściwie już otworzyliśmy wypadem na żagle do Kiekrza.
Wyprawa krótka lecz do tej pory obfituje zabawami. Dziś statkiem była wersalka i usłyszeć można było takie wymyślne komendy "rzucam cumę i wskakuję na statek", "żagiel prawo na wiatr", "płyniemy bajdewindem", "mamo, a Mała mówi, że niewolno chodzić po kabinie, a przecież czasami wolno" - odzywa się Starszak łażąc po oparciu wersalki.
A tak było:
Piaskownica na tle jeziora, w oczekiwaniu na łódkę.
Na początku trochę spięci, bo w końcu pierwszy raz na żaglach i trochę przechyla.
Tymczasem przypomniałam sobie, że tegoroczny letni sezon wyjazdowy właściwie już otworzyliśmy wypadem na żagle do Kiekrza.
Wyprawa krótka lecz do tej pory obfituje zabawami. Dziś statkiem była wersalka i usłyszeć można było takie wymyślne komendy "rzucam cumę i wskakuję na statek", "żagiel prawo na wiatr", "płyniemy bajdewindem", "mamo, a Mała mówi, że niewolno chodzić po kabinie, a przecież czasami wolno" - odzywa się Starszak łażąc po oparciu wersalki.
A tak było:
Piaskownica na tle jeziora, w oczekiwaniu na łódkę.
Na początku trochę spięci, bo w końcu pierwszy raz na żaglach i trochę przechyla.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz