środa, 19 czerwca 2013

w drogę

Po zimowym okresie remontów i choróbsk brak wyjazdów mocno daje mi się we znaki. Nasz czterolatek ostatnio uwielbia podróże po mapie, zatem cóż stoi na przeszkodzie, by ruszyć w świat? Dwa lata młodsza siostra mu wtóruje. Wsiadają na poduszkową łódkę, biorą jedzenie na drogę – jabłuszka i płyną, najczęściej do Australii.
Czy ogólnie powszechne przekonanie, że matka z dwójką małych dzieci w podróży umęczy się jest prawdziwe? Zobaczymy... Na ile pozwoli nam okrojony budżet i trzecie dziecię w drodze, na tyle będziemy poznawać świat z mapą, a nie tylko jeżdżąc po niej palcem. Po Australię może kiedyś też sięgniemy, na razie Polska. Nasz kraj jest naprawdę piękny i różnorodny.
Na początek jak co roku eskapada w moje rodzinne roztoczańskie strony. Tym razem jednak mam zamiar tak jak w dawnych licealnych i studenckich czasach poszwendać się trochę po lasach. W tym celu zabieramy ze sobą przyczepkę rowerową – jogger.
Pokrowiec na przyczepkę już uszyty :). Choć może nie do końca. Ale bez niego trudno byłoby zapakować się do busa, a właściwie przekonać kierowcę, by toto spakował do niego. A tak, wygląda on jak zwykły bagaż, może ciut duży :), ale jednak bagaż, a nie przyczepka rowerowa.
Z pokrowcem były przeboje, gdyż wymyśliłam go w ostatniej chwili. Zasiadłam do szycia i maszyna odmówiła posłuszeństwa. Całe szczęście poratowała mnie Emilia. Zszyła najważniejsze rzeczy. Resztę zamiast szwów zrobiłam na napy, które kiedyś do pieluch wielorazowych nabyłam. Ostatki natomiast przytrzymują szpilki. Miałam przefastrygować ręcznie, ale już nie mam siły. Szpilki muszą dać radę. Fotki pokrowca doślę.

Tymczasem przypomniałam sobie, że tegoroczny letni sezon wyjazdowy właściwie już otworzyliśmy wypadem na żagle do Kiekrza.
Wyprawa krótka lecz do tej pory obfituje zabawami. Dziś statkiem była wersalka i usłyszeć można było takie wymyślne komendy "rzucam cumę i wskakuję na statek", "żagiel prawo na wiatr", "płyniemy bajdewindem", "mamo, a Mała mówi, że niewolno chodzić po kabinie, a przecież czasami wolno" - odzywa się Starszak łażąc po oparciu wersalki.
A tak było:
Piaskownica na tle jeziora, w oczekiwaniu na łódkę.

 Na początku trochę spięci, bo w końcu pierwszy raz na żaglach i trochę przechyla.

Po chwili już trzymali szoty, a nawet rumpel i sami sterowali.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz