Rozbudowaną osadę udało nam się w końcu obejrzeć. Wyprawa była spontaniczne, słonko rano zaświeciło i skusiło nas na spacer.
Otoczenie osady trochę się zmieniło. Igliwie modrzewi niemal zupełnie pokryło zielony mech. Dzieci dowiedziały się o drzewie iglastym zrzucającym igiełki na zimę.
Dzieci zaglądają do sali zabaw.
I nasza nauka przez zabawę. Lekcja angielskiego w lesie. Wychodząc z domu pospiesznie zabrałam karty kolorów i drewienka. Karty kolorów pochodzą z tego bloga http://www.3dinosaurs.com/printables/color.php a drewienka są odpadem zakupiony na opał jeszcze w zeszłym roku. Wybrałam te ładniejsze i do tej pory nie miałam na nie pomysłu. A tu proszę jak ciekawie posłużyły zamiast pójść z dymem.
Najpierw rozsypaliśmy luźno karty.
Potem posegregowaliśmy kolorami. Na przykład czerwony leżał przed spiżarnią.
Na drewienkach napisałam mazakiem literki poszczególnych kolorów i dziecko miało za zadanie ułożyć je w odpowiedniej kolejności. Kolory po angielsku już zna, teraz przyszła kolej na naukę pisania. Samodzielnie zapisać pierwszakowi jest jeszcze trudno, dopiero się uczy. Dlatego podanie gotowych liter jest ułatwieniem w nauce angielskiego. A nauka na świeżym powietrzu jest ciekawsza i zdrowsza.
Dzieci uczą się przez zabawę i robią to z przyjemnością. Uwielbiam jak rano pytają, "mamo, a gdzie się dzisiaj wybieramy?".
Potem udoskonaliliśmy nasze drewienka literkowe domalowując do nich kolory. Ułatwia to poszukiwanie literek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz